15 lutego 2017 roku Parlament Europejski przegłosował przyjęcie umowy o wolnym handlu i inwestycjach między Unią Europejską i Kanadą – 408 Europosłów zagłosowało za, 254 przeciw, 33 wstrzymało się. Większość europosłów nie usłyszała głosów milionów obywateli Unii broniących się przed nowym etapem zawłaszczenia ich życia przez globalne korporacje, jaki stanowi fala porozumień o wolnym handlu i inwestycjach „nowego typu” takich jak CETA.
Neoliberalna globalizacja widziana przez różowe okulary?
Część europosłów wciąż patrzy na neoliberalną globalizację przez „różowe okulary”, mimo dziesiątek raportów, mimo zniknięcia – od pierwszej takiej umowy NAFTA, między Kanadą, USA i Meksykiem – setek tysięcy gospodarstw rolnych w Meksyku, przesunięcia miejsc pracy wysokiej jakości z Kanady, najpierw do gorzej chronionego USA, wreszcie do Meksyku, gdzie wzdłuż amerykańskiej granicy pracują w amerykańskich i kanadyjskich manufakturach, za niskie wynagrodzenia, w praktyce bez żadnych praw, miliony tanich meksykańskich pracowników rekrutujących się m.in. z pozbawionych własnych gospodarstw meksykańskich rolników i ich rodzin.
Na próżno Council of Canadians, obywatelska organizacja licząca sto tysięcy członków, bije na alarm, pisze ostrzegające listy do Europejczyków, wywiera presję na własny rząd. Mit „postępu, rozwoju i powszechnego dobrobytu” jaki rzekomo niesie ze sobą „wolny handel” korporacyjny, ma się świetnie, napędzany milionami dolarów wydawanych na jego promocję przez korporacje, pomieszane ze światem elit politycznych. Nie na darmo w samej Unii Europejskiej wokół instytucji unijnych działa ponad 15 tysięcy korporacyjnych lobbystów, część z nich nawet nie zarejestrowanych, mimo ciągłych walk społeczeństwa obywatelskiego o zakaz nierejestrowanego, a więc niemożliwego do monitorowania przez obywateli lobbyingu.
CETA została wynegocjowana w takich właśnie warunkach: przy całkowitym braku transparentności, w stałej bliskości i przy ciągłych konsultacjach „doradczych” KE z organizacjami wielkiego biznesu typu Business Europe. CETA jest porozumieniem stworzonym na potrzeby, na wniosek, dla i przy pomocy wielkich ponadnarodowych korporacji. Takich, które łączy z wysokimi funkcjonariuszami unijnymi, ale też z europejskimi i narodowymi elitami politycznymi polityka „otwartych drzwi” – niewybrany ponownie na zajmowane stanowisko polityczne polityk lub zwolniony urzędnik, przechodzi na intratną posadę do jednej z korporacji, której się „przysłużył”, gdy pełnił swój polityczny lub urzędniczy mandat. Przykładów jest tak wiele, że praktyka stała się wręcz „normalnością”, częścią systemu, tylko u części obywateli budząc sprzeciw i opór, rosnący co prawda w miarę jak w corocznych raportach organizacji Oxfam maleje liczba rodzin posiadająca razem połowę światowego majątku. Przejęcie władzy w najpotężniejszym kraju świata przez rodzinę miliarderów uważających za normalne, że „posada” prezydenta USA jest sposobem na rozbudowanie ich biznesowego imperium i wślizgnięcie się do ścisłej czołówki światowych bogaczy, jest nową ilustracją tego w jak zdegenerowanym świecie żyjemy.
Czarny dzień dla europejskiej demokracji
Głosowanie za CETA w Parlamencie Europejskim jest bardzo niebezpiecznym, czarnym dniem dla Europejczyków. Jest mocnym sygnałem, że nasza wieloletnia walka o większy udział w procesach podejmowania decyzji w UE Parlamentu Europejskiego – a więc „przedstawicieli obywateli” – nie chroni nas, zwykłych ludzi, przed niesprawiedliwością, biedą, zniewoleniem, upadkiem usług publicznych, coraz liczniejszymi i poważniejszymi chorobami „cywilizacyjnymi”, plądrowaniem otaczającej nas przyrody, zatruwaniem naszego środowiska życia, postępującymi zmianami klimatu.
Na próżno jeden z Zielonych europosłów Yannick Jadot, dziś kandydat na prezydenta Francji, zwracał się w październiku ubiegłego roku do przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claudea Junckera i przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, w wystąpieniu w Parlamencie Europejskim, wyrażając sprzeciw wobec arbitrażu inwestycyjnego ICS: „Twierdzi pan, że reprezentuje pan obywateli Europy, a co im pan powie, panie Juncker, gdy Komisja Europejska w końcu zakończy swoją pracę regulacyjną nad substancjami zaburzającymi gospodarkę hormonalną, a wtedy Bayer i Monsanto zaskarżą Unię Europejską za wprowadzone środki zaradcze? Co pan powie, panie Tusk, obywatelom Unii Europejskiej, gdy Europa wykona swoją pracę podejmując leadership w kwestiach ochrony klimatu, a wtedy kanadyjskie firmy produkujące ropę z piasków roponośnych i gaz łupkowy zaskarżą Unię?”. Jak widać jego słowa nie przekonały nie tylko Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej, ale także większości Europosłów, którzy przecież mają reprezentować interesy swoich wyborców, a nie wielkich korporacji.
Z tego głosowania wyciągniemy wnioski. Mamy nadzieję, że wyciągną je również wyborcy PIS, gdyż mimo głoszonych przez PIS sloganów o koniecznym odzyskaniu suwerenności dla polskiej gospodarki, działania PIS idą w dokładnie odwrotnym kierunku. Zatwierdzenie CETA przez rząd i głosowanie za CETA większości europosłów PIS (np. posła Kuźmiuka, który przecież publicznie deklarował w TVP3, że będzie głosował przeciw CETA), obok zdrady obietnic wyborczych PIS wobec frankowiczów, są jeszcze jednym świadectwem, że korporacje i wielki biznes są ważniejsi dla PIS niż polscy rolnicy, którzy będą pierwszymi masowymi ofiarami CETA, ważniejsi niż konsumenci, którzy zostaną pozbawieni żywności dobrej jakości i narażeni na jeszcze większą zachorowalność na „choroby cywilizacyjne” wynikające z przemysłowej żywności i zatrucia środowiska ich życia, ważniejsi niż mali przedsiębiorcy, którzy nie wytrzymają konkurencji z wielkimi panoszącymi na naszym rynku korporacjami, ważniejsi niż pracownicy, którzy zostaną poddani presji niższych zarobków, gorszych warunków pracy, mniejszych gwarancji zatrudnienia i świadczeń społecznych, ważniejsi niż obywatele, którzy będą jeszcze bardziej narażeni na wykorzystywanie ich danych osobowych przez wielki biznes, wpychani w spiralę zadłużenia przez coraz bardziej nieokiełznane korporacje finansowe, wciskające komu się da wysoko-odsetkowe „chwilówki”, oraz pozbawiani praw do współuczestniczenia w decydowaniu o ich środowisku i losie.
Trump wygodnym argumentem dla korporacyjnych lobbyistów
Po Brexicie i wyborze na prezydenta USA Donalda Trumpa, z jego protekcjonistyczną polityką nowego typu, zwolennicy porozumienia zaczęli rozsiewać mit jakoby umowa CETA była antydotum na politykę amerykańskiego populistycznego prezydenta. To tylko sprytnie używany pretekst. CETA otworzy szeroko europejskie rynki na produkty eksportowane przez kanadyjskie filie amerykańskich korporacji, otworzy też tym korporacjom prawo do skarżenia Unii Europejskiej do sądów arbitrażowych za jej progresywne, chroniące pracowników, środowisko, konsumentów i przyszłe pokolenia przepisy. Pierwsze na celowniku to „zasada ostrożności„ i rozporządzenie REACH, będące największymi osiągnięciami na świecie w dziedzinie ochrony środowiska i zdrowia obywateli, przeciwko którym Kanada toczyła i toczy brutalną wojnę w WTO. Narzędzia jakie daje CETA amerykańskim korporacjom za pośrednictwem ich kanadyjskich filii: „współpraca regulacyjna„ i arbitrażowe sądy inwestycyjne ICS, stwarzają – nawet nie prawdopodobieństwo, ale wręcz pewność – że jest to początek końca tych, tak ważnych dla naszego zdrowia, zasad.
Dlatego tego typu porozumienia nie mają racji bytu w UE, jeżeli UE ma być projektem pokoju, demokracji i współpracy narodów, dla dobra ich obywateli.
W dobie gwałtownych zmian klimatu i patologicznego wzrostu władzy korporacji potrzebne są inne porozumienia handlowe, temperujące korporacyjne zapędy, stymulujące współpracę i rozwój lokalny, faworyzujące gospodarkę społeczną i solidarną działającą na rzecz lokalnych społeczności i wspólnego interesu obywateli, chroniące pracowników, konsumentów, środowisko i przyszłe pokolenia.
Jest jeszcze szansa na zatrzymanie CETA
Zostaliśmy jako obywatele zdradzeni przez naszych przedstawicieli. W każdym razie ich dużą część (tylko Zieloni, lewica i różni nacjonaliści prawie wszyscy głosowali przeciw CETA). Wyciągnijmy z tego lekcję. Po pierwsze CETA została na szczęście uznana za tzw. „porozumienie mieszane”. Choć 90% porozumienia wchodzi w życie od razu, już od 1 marca br., jednak aż 38 parlamentów krajowych i regionalnych musi kolejno, w ciągu dwóch lat, zatwierdzić umowę. A w Holandii dodatkowo obywatele muszą je zatwierdzić w obywatelskim referendum. Wystarczy, że jedna z tych instancji powie NIE a całe porozumienie, również jego prowizorycznie wprowadzona część, upadnie.
We Francji i Niemczech organizacje i ruchy obywatelskie starają się uczynić z CETA temat wyborczy. W Polsce nie możemy dać za wygraną. Mimo wciąż popularnych neoliberalnych mitów, informacja o negatywnych skutkach porozumień takich jak zamrożone porozumienie TTIP miedzy UE i USA i jak CETA, rozeszła się szerokim echem. Sondaże pokazują, że wśród wyborców PIS szczególnie dominuje odrzucenie tych porozumień. Dlatego ponad podziałami powinniśmy wywierać presję na rządzących i posłów PIS, ale też na posłów opozycji, aby Polska znalazła się wśród krajów, których parlamenty odrzucą CETA do lamusa historii.
Ewa Sufin-Jacquemart